Znów świat sportu znajduje się w dosyć dziwnym miejscu, a Lech Poznań rozkochuje w sobie każdego polskiego kibica. Comeback będzie czymś, czego państwo teraz potrzebują, a dziś edycja z naszego własnego podwórka. Legia, Widzew, Śląsk, a nawet Polonia – powrót do przeszłości!
REKLAMAPamiętny comeback: Widzew Łódź – Legia Warszawa 3:2, 1998
Na dobry początek starcie kiedyś nazywane klasykiem. Obecnie te drużyny mogą się spotkać jedynie w Pucharze Polski, ale kiedyś ich rywalizacja była naprawdę ostra. Wówczas była niedziela, sezon 1998/99, a scenariusz typowy jak dla tej serii. Po pierwszej połowie i bramkach Wichniarka i swojaku Sebastiana Nowaka, gospodarze schodzili do szatni w wyśmienitych nastrojach. Naturalne dla trenera jest to, że przy dobrym wyniku należy się cofnąć i dziobać przeciwnika jedynie z kontry. Szybko jednak trener widział, że się przeliczył, bo piętnaście minut po wznowieniu gry Wojskowi zdobywają bramkę kontaktową, a po niespełna ośmiu minutach remisują.
Legioniści chcieli pójść za ciosem, ale te plany pokrzyżował im Radosław Michalski. Polak dostał piłkę i zaczął pędzić na bramkę, Maciej Murawski nie zdołał powstrzymać zawodnika Widzewa, który strzałem z bardzo ostrego konta umieścił piłkę w bramce. W tamtym sezonie Widzew zajął pozycję wicelidera, a Legia była tuż za nimi, jedynie przez lepszy bilans bramkowy. Bilans bramkowy lepszy o jeden!
Kolejny comeback z udziałem drużyny z Warszawy: Pogoń Szczecin – Polonia Warszawa 3:4. 2001
Witamy w nowym millenium! Rok w którym się urodziłem obfitował w ładny mecz, rozegrany 9 czerwca. Strzelanie na obiekcie w Szczecinie rozpoczął Brasilia, już w czwartej minucie strzałem spoza pola karnego. Po pięciu minutach i kiksie z rzutu wolnego do siatki trafił Grzegorz Mielcarski. Po fantastycznym podaniu ze środka pola zawodnik Polonii, Igor Gołaszewski wpakował piłkę do siatki i było już 2:1 w zaledwie szesnaście minut! Do kolejne bramki przyszło nam czekać do 57 minuty, kiedy Kaliciak z lewego skrzydła minął dwóch obrońców i strzelił przy krótkim słupku. Jednak tu skończyło się strzelanie gospodarzy, a początek comeback zawitał w 69 minucie.
Przeczytaj również: Najlepsze comebacki w LM
Plasowanym strzałem z 21 metra do siatki trafił Arkadiusz Bąk, a później po koronkowej akcji w polu karnym Portowców piłkę w siatce umieścił Sebastian Kęska. Do końca meczu zostało dziesięć minut, ale Polonia potrzebowała zaledwie trzech. Bramkarz wybił piłkę, a ta przeskoczyła jednego z obrońców gospodarzy, po czym skrzydłowy podał w ten sam sposób do Mateusza Bartczaka, który również ze stoickim spokojem umieścił piłkę w siatce. 3:4, dzięki temu zwycięstwu Polonia mogła zagrać w kwalifikacjach do Pucharu UEFA, a Pogoń tak czy siak utrzymała pozycję wicelidera.
Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok 3:3. 2012
No lekko mówiąc był to dziwny sezon dla Śląska Wrocław. Ówczesny mistrz Polski zaczął dosyć średnio popełniając kilka błędów, które kosztowało ich wynik. Jednak ten mecz przerósł wszystko, bo gospodarze mogli spokojnie wygrać go 5:0, ba – jeszcze 20 minut przed zakończeniem spotkania wszystko na to wskazywało. Zaczęło się znakomicie, wprowadzenie napastnika przez Stanislava Levego poskutkowało już w dziewiątej minucie, kiedy jedenastkę wykorzystał Diaz. Prawdziwym kunsztem w 37 minucie popisał się Kaźmierczak, który przelobował bramkarza Jagi, Słowika. Mogło być gorzej dla Jagielloni? Jasne, że tak! Za drugą kartkę wyleciał Ugochukwu Ukah, a chwile później do bramki trafił Piotr Ćwielong. Jaga, mówiąc najlżej, była rozbita i nic nie wskazywało na to, żeby Śląsk stracił punkty.
Wszystko jednak odmieniło się zaledwie w osiem minut. Jednak po bramce Ćwielonga do siatki trafił Tomasz Kupisz, po faulu Spahića i oba zespoły grały w „dziesiątke”. Zaledwie dwie minuty później posypała się obrona Śląska, co wykorzystał Dawid Plizga i zaledwie w dwie minuty drużyna Tomasza Hajty miała już kontakt. W 79 minucie Jaga doprowadziła do wyrównania. Piękny strzałem z woleja popisał się Smolarek i sensacyjny powrót do meczu stał się faktem. Gdy wydawało się, że to nawet goście będą bliżej zwycięstwa… czerwoną kartkę obejrzał Modelski. Dlatego goście powinni być zadowoleni z remisu, a Śląsk jedynie mógł sobie pluć w brodę. Sezon 2012/13 gospodarze zakończyli na trzeciej lokacie, a Jagiellonia pomimo dobrego startu zajęła dziesiąte miejsce.
Jagiellonia Białystok – Korona Kielce 4:4, 2014
Jagiellonia kradnie show i pojawia się drugi raz, tym razem jako ofiara. Comeback został zrobiony tym razem przez Koronę Kielce, ale od początku. To była ostatnia kolejka, w tym dziwnym sezonie gdy tabela dzieliła się grupa spadkową i mistrzowską, a obie ekipy znajdowały się w tej pierwszej. Gra właściwie toczyła się o pietruszkę, bo oba zespoły już miały zapewnione utrzymanie. Korona te słowa mogła za bardzo wziąć do siebie, bo na przerwę schodziła z wynikiem 3:0. W szatni miała miejsce skuteczna rozmowa, za Petrova wszedł Korzym i Beysebekov trafił do siatki, dając iskierkę nadziei. Iskierkę, którą gospodarze chcieli szybko zgasić.
Po rzucie rożnym i zamieszaniu w polu karnym graczy Korony najlepiej zachował się Martin Baran, który wpakował piłkę do bramki. Jagiellonia myślała, że już wszystko ma pod kontrolą, a ostatni gwóźdź do trumny został wbity. Wtedy wchodzi comeback i to zaledwie po dwóch minutach, kiedy to były zawodnik Jagielloni Przemysław Trytko dobił piłkę po błędzie bramkarza. Zaczęło się sypać, bo pięć minut po tym Piątkowski otrzymał czerwony kartonik i przez ostatnie 25 minut gospodarze grali w dziesięciu. Wspominałem o Macieju Korzymie? Tak to on trafił bramkę z główki w 69 minucie, a dzieła zniszczenia dokonał znów Trytko po centrze Janoty. 4:4, comeback complete, a na koniec sezonu Jaga zostaje frajerem kolejki.
Wisła Kraków – ŁKS Łódź 5:2. 2008
Ostatni comeback na dziś, ale za to jaki! Mecz z dwóch stron całkowicie różny. Wisła Kraków już przed tym spotkaniem miała zapewnione mistrzostwo Polski, a goście walczyli o utrzymanie w lidze. To było zdecydowanie widać po pierwszej połowie, na którą zwycięsko schodził ŁKS, wygrywając 0:2 po bramkach Viany i Arifovića. Od początku drugiej części spotkania oglądaliśmy zdecydowanie inaczej grającą Wisłę. Wisłę będącą dłużej przy piłce, grającą bardziej kombinacyjnie i z większą determinacją, co podziałało.
Po paru nieudanych atakach, w 77 minucie w końcu przyszło coś dobrego. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Tomasa Jirsaka, piłkę w siatce umieścił Marek Zieńczuk. Akcja ta rozpoczęła zabójczy marsz Mistrzów Polski po comeback! Dwie minuty później bramkę na 3:2 zdobył bowiem Paweł Brożek, a żeby tego było mało, po kolejnych kilkudziesięciu sekundach było już 4:2, a tym razem na listę strzelców wpisał się Jean Paulista! Wiślacy atakowali do ostatniego gwizdka arbitra przy głośnym dopingu ośmiu tysięcy kibiców zgromadzonych przy Reymonta. W 90. minucie gry wynik ustalił Paweł Brożek zdobywając piąte trafienie dla krakowskiej drużyny. Nikt się nie spodziewał takiego comebacku po pierwszej połowie, ale Wisła umiała zaskoczyć i nawet przeskoczyć! ŁKS po tym meczu się nie pozbierał, a do utrzymania zabrakło im zaledwie jednego punktu. Co by było gdyby…