Reprezentacje – najlepsze „comebacki” w piłce nożnej.

Reprezentacje – najlepsze „comebacki” w piłce nożnej.

SPORT
Przeczytasz w: 7 minuty
5
(9)

Kiedyś kończyło się jedynie na elitarnych turniejach i kwalifikacjach do nich, a dziś reprezentacje wojują ze sobą również w Lidze Narodów. “Comeback” jest również tam znany. W nowych rozgrywkach do niesamowitego „comebacku” nie doszło, ale to jeszcze świeża bułeczka na rynku FIFA, dajmy jej czas. Powspominamy dziś przede wszystkim te najbardziej szalone mecze, po których ciśnieniomierz mógłby niektórym pokazać stan przedzawałowy.

REKLAMA

Dawne reprezentacje: Austria – Szwajcaria, ćwierćfinał Mistrzostw Świata 1954, 7:5

Ten mecz przeszedł do historii pod dwoma względami – najwięcej goli w jednym meczu w historii rozgrywek, a także określenie tego meczu „Upalnym bojem w Lozannie”. Piłkarze obu drużyn grali wtedy w temperaturze ponad 40 stopni celsjusza! Z resztą mundial w 1954 roku był szalony – średnia 5,14 gola/mecz. Na mecz!

Dawne reprezentacje
Drużyna Austrii przed spotkaniem ze Szwajcarią

Podsumowaniem tego trunieju był ćwierćfinał pomiędzy sąsiadami, który dał 35000 widzom dwanaście bramek. To był pojedynek bokserski w którym zawodnicy dobrze atakowali, ale obronie zupełnie zapomnieli. Najpierw Szwajcarzy zadali trzy szybkie ciosy, Ballaman i dwa razy Hügi po siedemnastu minutach. Po meczu? Skądże, nie wtedy. Austria do wyrównania potrzebowała… TRZECH MINUT! Das Team szybko wziął się do roboty i nie osiadał na laurach, o czym świadczyły kolejne dwie bramki pięć minut po poprzedniej. Zachodnich sąsiadów użądlili wtedy Ernst Ocwrik i Robert Kerner. W konsekwencji było 5:3 dla Austrii. Czy to koniec pierwszej połowy? Oczywiście, że nie!

Ballaman pokonał bramkarza i dopiero wtedy zawodnicy obu narodowości mogli udać się na przerwę. Dziewięć bramek w jednej połowie, gol padał średnio co pięć i pół minuty! Druga połowa jednak nieco przygasła. W 53 minucie meczu przewagę powiększył Wagner, przez co również skompletował hat-tricka. Jednak jak się później okazało dalej, było to tylko na otarcie łez. Pięć minut później do bramki trafił Hügi, co dało już „komfortowe” prowadzenie Austriakom i hat-tricka zawodnikowi ze Szwajcarii. Austria jednak miała ostatnie słowo w tym pojedynku. Bramka Probsta w 76 minucie wbiła gwóźdź do trumny Szwajcarom. Jednakże Austria grała dalej. Zazdroszczę wszystkim kibicom, którzy udali się na ten mecz – to musiało być coś niesamowitego.

Portugalia – Korea Północna, ćwierćfinał Mistrzostw Świata 1966, 5:3

Przenosimy się 12 lat później do roku 1966 i mundialu w Anglii. Mecz na Goodison Park gdzie w szranki stawali obaj debiutanci tego turnieju. Korea Północna rzadko pojawia się na wielkich imprezach i ten debiut był poplamiony skandalem. FIFA w tamtym roku przyznała Azji oraz Australii tylko jedno miejsce w turnieju. W wyniku czego większość krajów zbojkotowała wybór federacji. Większość, bo zagrać zdecydowały się Australia z Koreą Północną. Po niespodziance w dwumeczu Korea trafiła do grupy z ZSRR, Chile i Włochami. Z ZSRR porażka, z drużyną z Ameryki Południowej padł wynik remisowy. Zaś z Włochami niespodzianka – zwycięstwo i awans z drugiego miejsca!

Dla Portugalii był to „naturalny” awans. Lata 60 to czasy niesamowitych wyczynów lokalnej Benfiki Lizbona, która wygrała dwukrotnie Puchar Europy. Większość zawodników z tej drużyny zostało powołanych do reprezentacji, gdzie Otto Gloria ustawił ją głównie zaciągiem z Benfiki. W grupie wylosowali Turcję i Rumunię oraz ówczesnego wicemistrza świata – Czechosłowację. Poszło gładko. Dlaczego? Dlatego, że Portugalia miała Eusebio, którego bały się prawie wszystkie reprezentacje. W sześciu meczach trafił do siatki aż siedem razy. Głównie dzięki Eusebio Portugalczycy wygrali pierwsze cztery mecze, a potem w meczach „o pietruszkę” zremisowali z Czechosłowacją i przegrali z Rumunią. W rezultacie pierwszy awans z grupy MŚ stał się faktem, a kolejnym przeciwnikiem – Korea Północna.

Eusebio w Portugalii
Eusebio i wszystko jasne

Sam mecz – jak grały reprezentacje?

Dla drużyny z Azji zaczęło się bajecznie. Po 25 minutach było już 3:0 dla Korei, a stadion nie mógł wyjść z podziwu. Pak Seung-zin, Lee Dong-woon i Yang Seung-kook – to oni strzelili po kolei bramki i mogli się zapisać złotymi zgłoskami w historii futbolowej Korei Północnej. Fani krzyczeli „Chcemy cztery!” i dostali… jednak od Eusebio.

Eusebio już w pierwszej połowie strzelił dwie bramki – jedną z akcji, a także jedną z karnego, co dało kontakt i powód do pocenia się szkoleniowca Koreańczyków. Później ten sam schemat – akcja i karny i po godzinie gry mamy 4:3 dla Portugalii. Ostatni cios, który znokautował debiutantów padł z nogi Jose Augusto i tak oto Portugalia przeszła do historii, a Korea Północna jest jedynie ciekawostką w tej historii. Później Portugalia grała ze zwycięzcami tamtego mundialu – Anglią. Debiut można było zaliczyć do udanych, choć pewnie po ćwierćfinale został niedosyt.

Holandia – Czechy, faza grupowa Euro 2004, 2:3

Mistrzostwa Europy już takich zawrotnych meczów nie miały, ale ME też pamiętają przypadki gdy reprezentacje zanotowały wielkie comebacki. Czesi przyjechali z prostą maksymą – walka. Zresztą czego można się spodziewać po grupie w której dostali najmocniejsze reprezentacje – Holandię i Niemców. Pierwszy mecz z Łotwą wygrali 2:1, strzelając zwycięską bramkę pięć minut przed końcem spotkania. Reprezentacja Czech długo nie będzie mieć takiej kadry – Poborsky, Petr Čech , Koller, Baroš i kapitan Nedvěd. Ta kadra była skazana na sukces.

Reklama: Najlepsze produkty tylko w 50Style!

Holendrzy natomiast po ostatnim Euro czuli niedosyt. Odpadnięcie po dogrywce z Włochami w półfinale musiało zaboleć, bo mecz był wyrównany. Zadecydowała kondycja. Szkielet zespołu nie został drastycznie zmieniony, na ławce jednak pojawił się nowy człowiek, który miał rządzić i dzielić. Po Luisie Van Gaalu przyszedł Dick Advocaat, który wtedy po czterech sezonach zakończył pracę w szkockim Rangers. Van Der Sar, Edgar Davids, Seedorf, van Nistelrooy, Robben? No przecież to musi straszyć. Jednak niejeden trener wie, że dobrą drużynę buduję się od obrony, a Holendrzy takowej nie posiadali. To był kolos na słomianych nogach i to było widać w meczu z Czechami.

Czesi po strzeleniu bramki
Po jednej z bramek

Bajka Czechów, prawie jak Krecik

Mecz grupowy pomiędzy Holandią, a Czechami miał po prostu wszystko – ataki non stop, dramaturgia, pięć bramek, poprzeczki, świetne parady bramkarzy i czerwona kartka. Typowy przykład meczu, który chcesz pokazać znajomemu żeby przekonał się do naszej ukochanej dyscypliny. Wówczas to Czesi wzięli pełny rewanż na Holendrach, którzy pokonali ich na poprzednich mistrzostwach. Oranjes przez pierwsze pół godziny grali jak z nut i to było widać. Bouma strzelił w czwartej minucie, a później zadaniowiec Van Nistelrooy podwyższył prowadzenie. Nasi południowi sąsiedzi jednak złapali kontakt w 23 minucie za sprawą Kollera.

Do przerwy niepewny rezultat i wciąż szansa by zdarzyło się coś niebywałego. Jednakże kluczowym momentem drugiej połowy była… zmiana. Grającego jak z nut Arjena Robbena, Dick Advocaat zamienił na defensywnego pomocnika Paula Bosvelta i cofnął swój zespół, co było dużym błędem. Karel Brückner mógł powiedzieć jego koledze po fachu: „W to mi graj”. Dziesięć minut po zmianie stron – wyrównanie za sprawą Baroša, a na trzy minuty przed końcem dzieło zniszczenia dokończył Vladimír Šmicer.

Tak oto Czechy zapewniły sobie awans po dwóch meczach, a Holandia musiała powalczyć o wyjście z grupy i liczyć na dobry wynik ich przeciwników. Pomarańczowi z Łotwą wygrali 3:0. Czesi zaś rezerwowym składem ograli Niemców 1:2. Oba zespoły dotarły do półfinałów, ale w nich odpadły – Holandia z Portugalią, a Czesi z Grecją… Dziwny był ten turniej.

Niemcy – Szwecja, kwalifikacje MŚ 2014, 4:4

Grupa C w tych kwalifikacjach była jedną z tych najbardziej zaciętych. Niemcy musieli sobie zapewnić awans z pierwszego miejsca, ale walka o wyjście z drugiego była ciekawa – Szwecja, Austria i Irlandia.

Austria i Irlandia nie potrafiły nawet ukłuć Die Mannschaft, która z grupy wyszła z dziewięcioma zwycięstwami. Jedyna reprezentacja, która się postawiła, uzyskała swój wynik w szalonych warunkach. Po osiemnastu minutach meczu było już 2:0 dla Niemców. Kiedy większość kibiców gospodarzy zastanawiała się czy to dziś Miroslav Klose dogoni rekord legendarnego Gerda Mullera, a nie nad wynikiem meczu. Do siatki trafił nawet Mertesacker, a w drugiej połowie Ozil i było już 4:0. Do końca meczu zostało pół godziny, więc co mogli zrobić Szwedzi?

Niemcy - Szwecja
A zaczęło się tak pięknie

Zaczęło się nie inaczej jak od Ibry, który zapewne myślał, że to najwyżej gol na otarcie łez. Trzy minuty później do bramki trafił obrońca Celticu Glasgow Mikael Lustig. Stan 4:2 utrzymywał się do ostatniego kwadransu spotkania. Klose tego dnia nie wyrówna rekordu Gerda Mullera, zrobi to dopiero w meczu z Austrią – wtedy zdobędzie 68 bramkę w reprezentacji. Za to strzelił Johan Elmander i wynik meczu pozostawał sprawą otwartą. Niemcy zaczęli się gubić, brakowało tego wyrachowania i spokoju, który charakteryzował przyszłych mistrzów świata. Comeback dokończył Rasmus Elm, już w czasie doliczonym. Niemcy jeszcze nigdy w całej swojej historii nie roztrwonili czterobramkowej przewagi – a swoje mecze rozgrywają od 1908 roku! W ten czas tytuł niemieckiej gazety był wymowny: „Jogi, to było głupie!”.

Reprezentacje z Afryki: Angola – Mali, faza grupowa Puchar Narodów Afryki 2010, 4:4

W ostatnim meczu w tym artykule przeniesiemy się do Afryki, gdzie sytuacja w meczu była prawie bliźniacza, a nawet lepsza od tego co w meczu Szwecji z Niemcami. Lepszego meczu otwierającego turniej nie można sobie wymarzyć.

Spotkanie toczyło się między gospodarzem turnieju Angolą, a zeszłorocznym półfinalistą – Mali. Przewaga swojego gruntu dała się dać we znaki i Angola już w 36 minucie prowadziła po bramce, najlepszego wtedy na boisku Flavio. Ten sam zawodnik kilka minut później zdobył kolejną bramkę.

Przy wyniku 2:0 reprezentacje schodziły na przerwę, a jeżeli śledzi się Puchary Narodów Afryki to wiadomo, ze po takim wyniku w pierwszej połowie nie można spodziewać się cudów. Ta teoria potwierdziła się 20 minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Kontrola spotkania przez zawodników Angoli poskutkowała dwoma rzutami karnymi. Oba wykorzystane najpierw przez Gilberto, a czwarty raz do siatki trafił Manucho. Teoretycznie spotkanie zamknięte, Angola już powinna myśleć o kolejnym spotkaniu.

Mali miało kilku zawodników, którzy byli znani w Europie i właśnie jeden z nich dał sygnał do walki. Seydou Keita w 78 minucie pokonał bramkarza Angoli. Dziesięć minut później uderzeniem głową popisał się Fernando Kanoute i było już 4:2, ale wydawało się że za późno na odrobienie strat. Do końca tylko jakieś pięć minut, ale futbol nie takie rzeczy widział. Padła bramka kontaktowa, od asa, który wszedł z ławki czyli Seydou Keity. „Czarne Antylopy” zostały zaskoczone po raz ostatni w doliczonym czasie gry, kiedy to Mustapha Yatabare, który dobił piłkę „wyplutą przez bramkarza”. Ten mecz do dziś jest uznawany za najlepszy mecz całego Pucharu Narodów Afryki.

Angola - Mali
Podsumowanie zawarte w jednym zdjęciu

„W mojej 42-letniej karierze trenerskiej coś takiego zdarzyło się pierwszy raz” – nie krył zdziwienia Portugalczyk Manuel Jose, selekcjoner Angoli.”. Po tym meczu te dwie reprezentacje z czarnego lądu na pewno przeszły do historii piłki nożnej.

Oceń tekst

Kliknij gwiazdkę aby dodać ocenę!

Średnia ocena 5 / 5. Liczba głosów: 9

Oceń tekst jako pierwszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *