Socjalizacja, czyli nasze kształtowanie się oraz rozwój społeczny. Na ten proces składa się wiele czynników, które mają ogromny wpływ na przyszłe funkcjonowanie człowieka. Jego poglądy, zachowania, przyszłe plany i marzenia zależne są od otoczenia w jakim przychodzi na świat, w jakim dorasta i dojrzewa. To, czuwający nad dzieckiem, rodzice, opiekunowie, nauczyciele, instytucje pokazują i wpajają pewne normy oraz wzory zachowań, którymi najpewniej będzie się posługiwało w przyszłości.
REKLAMASocjalizacja pierwotna a wtórna, w domu a na zewnątrz
Socjologia określa dwa etapy socjalizacji – pierwotną i wtórną. Zamiast skupiać się na regułkach i trudnych określeniach, popatrzmy na temat z przyziemnej perspektywy. Dziecko rodząc się jest skazane na łaskę rodzica, jeśli nie, to opiekuna, bądź innej osoby sprawującej nad nim w danym momencie pieczę. Tak, czy inaczej, nie jest zdolne do samostanowienia, nawet w najprostszych sytuacjach. W końcu spożywa, kiedy otrzyma butelkę, zmienia odzież, kiedy ktoś postanowi je przebrać. Potomek powtarza pierwsze słowa najczęściej wypowiadane przez rodziców. Uczy się chodzić, ponieważ pokazuje mu się w jaki sposób to robić. Z czasem kształtuje się w nim pewne zasady. Przeprasza, gdy zrobi coś nie tak. Dziękuje, w momencie, w którym coś otrzymuje. Prosi, gdy czegoś mu potrzeba. Robi to wszystko, gdyż czuje silną, emocjonalną więź ze swoim wychowankiem. Dziecko kocha bezwarunkowo, a skoro kocha, to z pełną werwą czerpie garściami wzorce, których mu się dostarcza.
„Ja jestem dobry, a moje dziecko chce kraść”
Zanim maleńki człowiek zetknie się ze światem rzeczywistym, zacznie doświadczać innych zachowań, zna tylko i wyłącznie jeden typ myślenia. Ten, który przekazano mu za skorupki. Tutaj pojawia się kluczowy moment, kiedy rodzic jest w stanie wpłynąć na późniejszą otwartość, akceptację dziecka wobec całego, otaczającego go świata. Bowiem pokazując dziecku, nie tylko swoje, ale także inne punkty postrzegania, pozwalamy na wybranie własnego, słusznego dla niego podążania. Będąc chrześcijaninem przedstawmy dziecku inne rodzaje wiary, pozwólmy mu w przyszłości wybrać swoją albo nie wybierać żadnej. Żyjąc w rodzinie, w której, z pokolenia na pokolenie, każdy mężczyzna stawał się górnikiem, wspierajmy go w jego przeciwnym wyborze, w jego pasji. To samo tyczy się wszystkich innych aspektów życia. Ktoś powie, „Ja jestem dobry, a moje dziecko chce kraść”, jasne, nie powinno. Wszystko działa w granicach normy, ale nie normy naszej, moralnej, tylko takiej ustalonej odgórnie, przez ludzi, którzy dbają o powszechny porządek.
Rzeczywisty test wychowania
Przychodzi czas, w którym rodzic przestaje mieć wyłączny wpływ na socjalizację dziecka. Rozpoczyna się drugi etap, w którym to oddziałują nauczyciele, autorytety, rówieśnicy oraz całe otoczenie, w którym przebywa. Jest też pewnego rodzaju testem, czy pierwsza część została wykonana prawidłowo. Oczywiście, nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego. Natomiast, jeśli powoli, stopniowo zapoznawaliśmy dziecko ze światem zewnętrznym, mamy większą pewność, że będzie w pewnym stopniu bezpieczne. Starając się wychować je na ludzi z wielkim sercem, akceptacją i zrozumieniem, możemy przypuszczać, iż świetnie poradzi sobie w kontaktach międzyludzkich. Dziecko, któremu przedstawiono jeden rodzaj myślenia, zamknięto na wszystko, co odmienne, będzie konfliktowe, odrzucane. Każdy może wyrazić słowo niezgody, ale musi sobie zdawać sprawę i akceptować poglądy reszty społeczeństwa, dopóki nie są wszechobecnie krzywdzące.
Socjalizacja dobrego losu
To w jaki sposób, wąsko czy szeroko, przedstawimy potomkowi świat, pozwoli w pewien sposób je uchronić. Dziecko, które poznało więcej, ma większą wiedzę, ale nie taką książkową, naukową, lecz życiową. Nie potrzebuje wielkiego eksperymentowania. Już wie jakie zachowanie z czym się wiąże, jak warto postępować, a co szkodzi. Przecież samo kiedyś stanie się wzorem. Wszystko pięknie, ładnie brzmi, dopóki pozwala nam na to sytuacja. W końcu są rodziny, w których wychowanie dzieci nie istnieje. Są dzieci, które przebywają z dala od swoich rodzin. Wtedy prośmy los, by znalazł się ktoś, kto pokaże im jak być dobrym. Toć wcale nie musimy być rodzicem, aby nauczać akceptacji.