Kiedy pierwsza edycja Fame MMA zaskoczyła nas w 2018 roku, raczej nikt nie brał tej organizacji na poważnie. Walki rycerzy (?), bijący się włodarz ze streamerem, o którym już nikt nie pamięta i kontrowersyjny twórca DanielMagical – to była karta walk pierwszej edycji. Jak to wygląda po trzech latach?
REKLAMAPoczątki Fame
Nie było za dobrze. Jednak jak wspomniałem wcześniej nie było to nic ciekawego, ale każdy musi jakoś zacząć. Galę na hali w Koszalinie obejrzało 1500 widzów, co było już czymś. Wiadomo jednak nie od dziś, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dlatego, też druga gala była już ciekawsza pod względem main event, w której dwóch nienawidzących się streamerów – Rafonix oraz DanielMagical – weszło do klatki. Walkę poprzedziły naprawdę zacięte potyczki słowne na konferencjach. Właśnie to im wyszło, głównym założeniem Fame było rozwiązywanie konfliktów twórców nie poprzez internet, a poprzez walkę na pięści.
Federacja powoli rozwijała się. Zaczęła zbierać pochwały od mediów, które wcześniej nazywały ją zwykłą patologią. Rozgłos rósł wokół gal, a PPV kupowało coraz to więcej osób. Po drodze oczywiście nie obyło się bez kontrowersji, które miały przyciągnąć tłum. Walki 2v2 bliźniaków, walki kobiet, starcie karła „Mini Majka” i Kruszwila, wiele konfliktów na konferencjach, przyjście coraz to bardziej znanych i kontrowersyjnych infulencerów. To właśnie napędzało maszynkę zwaną Fame MMA, która dobrze naoliwiona jest do dziś.
Moment kulminacyjny
Najważniejszy moment przypada na piątą edycję, do której przyszedł ex-”profesjonalista”, który miał bić się z żywym człowiekiem memem – Bonusem BGC. Zewnętrzne media podłapały temat słynnego cyrkowca i zainteresowali się galą Fame, bardziej niż kiedykolwiek. Przez to właśnie federacja rozrosła się. Był to ich najlepszy ruch marketingowy, dzięki któremu cała Polska słyszała co znaczy Fame MMA.
Nawet pandemia nie była w stanie zatrzymać gali, które od szóstej edycji odbywają się bez publiczności. Widzów zachęciła rozsądna cena PayPerView, przez co widmo korony, nie uderzyło aż tak w portfele włodarzy. Po poprzedniej walce na widzów czekała walka byłego zawodnika KSW Popka Monstera, z jakimś pajacem Stiflerem. Tego lepiej nie mogli zrobić – tak właśnie powoli federacja Fame wspinała się po szczeblach popularności, zatrudniając coraz to lepszych zawodników, z większym rozgłosem. Rozwiązywanie konfliktów stanęło na bocznym torze, gala stawała się coraz poważna. FAME MMA TV pękało w szwach, do walk pchali się wszyscy – raperzy, tiktokerzy, influencerzy, byli pięściarze – wszystkim przyświecał jeden cel, popularność oraz pieniądze.
Reklama: Najlepszy sklep internetowy z bronią
Małe nieporozumienie
Ostatnie Fame MMA 9, edycja Let’s Play była zapowiadana na coś niesamowitego. 6 marca Fame miało wskoczyć na kolejny poziom, ale niestety po drodze zapomnieli o jednym stopniu. Gala ogólnie była „dobra” i trzymała poziom. Na konferencjach nie było już takich burd jak wcześniej, a nawet zapowiedziano inicjatywę dla mniejszych twórców – federacje Hype, w której będą się pojedynkować mniejsi internetowi twórcy, którzy po wygranych będą mogli wejść do oktagonu na jednej z gal Fame MMA. Niestety federacja nie przewidziała jednego – przeciążonych serwerów, które pod naporem ludzi nie wytrzymały. Przyszło wiele zażaleń dotyczących transmisji, a walka wieczoru pomiędzy Popkiem i Kizo, skończyła się zastąpieniem Popka, raperem Arabem i wybraniem bezsensownego boksu, który po trzech rundach „wygrał” Gabriel Al-Sulwi. To na pewno pozostawiło niesmak, dlatego dziesiąta edycję przeniesiono na późniejszy termin, aby dopracować serwery i dp[racować galę do perfekcji.
Przyszłość Fame MMA
Dziesiąta edycja zapowiada się naprawdę potężnie. Nie zapowiedziano jeszcze wszystkich walk, ale walką wieczoru będzie bijatyka Don Kasjo z Normanem Parke – byłym zawodnikiem UFC! To już jest skok o którym wspominałem, pięściarz Ultimate Fighting Championship może być lekiem na bolączki federacji, którą powoli goni konkurencja. Jaka konkurencja?
Malik Montana, a właściwie Mosa Ghawsi założył własną federację, która nazywa się High League MMA. Raper wiedział jak rozpocząć i zdobyć rozgłos. Najpierw w trailerze swojej gali pokazany został Pan Pawłowski, były „wodzirej” gali Fame, który prowadził konferencje oraz zapowiadał walki. Rozstał się z poprzednim pracodawcą w dosyć spornych warunkach (oczywiście chodziło o pieniądze). Te przejście było kontrowersyjne, a co za tym idzie – głośne! Kolejnym pstryczkiem w nos było podebranie zawodniczki, Anieli Bogusz, znanej jako Lil Masti. Ona również rozstała się z Fame po kłótniach o obronę swojego mistrzowskiego pasa. Nie będę wnikał kto miał rację, w żadnej w tych sytuacji. Pokazuje jedynie to, że Malik wie jak nakręcić kontrowersje i zdobyć rozgłos. Niedawno zapowiedziany został również Czuux, przez co pierwsza edycja High League będzie ciekawsza od pierwszej edycji Fame.
Do czego będzie się musiało posunąć Fame, aby nie zostać zmiecione przez konkurencję? Czy zawodnik UFC to szczyt możliwości dla tej federacji?
Na te pytania nie znam odpowiedzi. Fame zrobiło już to co mogło zrobić i myślę, że będzie się utrzymywać na powierzchni bez względu na to co się będzie działo. Zawodnik UFC to już naprawdę duży wyczyn, ale nie wiem czy jest coś co mogłoby to przebić. Pamiętajmy że Fame opiera się na kontrowersji, nie wiem czy przejście na profesjonalne walki by im pomogło. Nawet inne polskie gale, takie jak KSW zauważyło, że w Freak Fight może być wiele dobrego. Nieważne co będzie się działo, Fame będzie pionierem i będzie twardo stąpać po ziemi. Zrobili już wszystko, co mogli zrobić dla freakfightowych gal. Teraz mogą liczyć na coraz lepszych zawodników i spokojną stabilizację finansową.