#MeToo, jako ruch obywatelski został stworzony w 2017 roku przez amerykańską aktorkę Alysse Milano, tuż po oskarżeniu Harveya Weinsteina o dopuszczenie się molestowania seksualnego na wielu kobietach. Milano nie jest jednak twórczynią hasła. Jego autorką jest amerykańska aktywistka i działaczka na rzecz praw człowieka oraz praw obywatelskich – Tarana Burke.
REKLAMABurke i jej #MeToo
Burke była ofiarą molestowania seksualnego jako dziecko i nastolatka, lecz nie to skłoniło ją do zamieszczenia w 2006 roku postu na portalu społecznościowym MySpace wraz z wyrażeniem Me Too. Aktywistka użyła zwrotu po raz pierwszy w ramach kampanii promocyjnej skierowanej do kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Główną przyczyną stworzenia przez Burkę hasła było wyznanie 13-letniej dziewczynki. Jej historia przytłoczyła działaczkę, nie pozwoliła jej odpowiednio zareagować, czego później bardzo żałowała. Dlatego w krótkim czasie stała się założycielką ruchu Me Too, mającego na celu uświadamianie kobiet odnośnie problemu, jakim jest wykorzystywanie seksualne.
Sprawcy wśród producentów i mobilizacja całego świata
Harvey Weinstein, amerykański producent filmowy, zdobywca w 1998 roku Oscara za najlepszy film – „Zakochany Szekspir”, w 2017 roku zostaje oskarżony o molestowanie seksualne. Dzieje się to za sprawą opublikowanego artykułu w magazynie „The New Yorker”, który ujawnił agresję producenta. Rok później Weinstein trafia do aresztu pod zarzutem gwałtu, przestępstwa na tle seksualnym, wykorzystania seksualnego i molestowania seksualnego wobec dwóch kobiet. 24-ego stycznia 2020 roku skazuje się go na 23 lata więzienia.
W czasie trwania procesu internet zalewa fala głosu skrzywdzonych kobiet, również tych nie związanych z tą sprawą. Akcja staje się ogólnoświatowa. Kobiety dzielą się ze sobą i z całym światem dramatycznymi przeżyciami. Pojawiają się przeciwnicy ruchu, którzy uważają, iż takie działanie sprawia wiele bólu ofiarom. Twierdzą również, że zarzuty kierowane w stronę osób publicznych, nieskazanych prawomocnym wyrokiem, niesprawiedliwie psuje im reputację. Należy jednak wziąć pod uwagę, iż celem całego ruchu #MeToo nie było wszczynanie politycznych, czy etycznych kłótni. Było nim uświadamianie zarówno ofiar, sprawców, świadków, a także osób stojących obok. Agresja seksualna nadal istnieje, a my nie możemy przechodzić obok niej obojętnie.
#MeToo a strach potęgowany przez organy ścigania
Niestety strach przed konsekwencjami jakie mogą spotkać ofiary po zgłoszeniu przestępstwa jest tak wielki, iż często pokrzywdzeni milkną, a cały swój ból ukrywają. Z resztą co się dziwić, skoro po tak traumatycznym przeżyciu, które na zawsze zostanie im w pamięci, przeprowadza się wielogodzinne przesłuchania. Oczywiście, ustalenie faktów jest istotne, ale zadawanie pytań odnośnie wielkości członka napastnika, czy koloru jego majtek przysparza pokrzywdzonemu jeszcze więcej dodatkowego stresu. Kwestionowanie całego przebiegu zdarzeń opowiedzianego przez ofiarę, sugerowanie, że na pewno w jakiś sposób sprowokowała oprawcę, jest ogromnie krzywdzące. Tylko umacnia mnie w przekonaniu, iż wiele osób, w tym odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo, za sprawiedliwość, nie jest świadoma tego, co się dzieje i jakie konsekwencje niesie ze sobą ich podejście i zignorowanie tematu.
Może właśnie czasem łatwiej podzielić się publicznie lub też anonimowo swoją historią poprzez #MeToo w świecie wirtualnym. Tam nie jesteśmy narażeni na konfrontacje twarzą w twarz z rzeczywistością. W końcu zawsze możemy wyłączyć możliwość komentowania.
Mimo wszystko powinniśmy nagłaśniać takie sprawy, edukować, a jeśli wystarczy nam sił, to głośno krzyczeć i zgłaszać sprawców. Każdy powinien ponosić karę za swoje czyny, niezależnie czy jest aktorem, producentem, naszym szefem lub sąsiadem. Nikt nie ma dodatkowych przywilejów w tym zakresie.
Napastnik podpułkownik i „zasłużona” kancelaria
Justyna Kopińska w swojej książce „Z nienawiści do kobiet” opisuje między innymi sprawę molestowania seksualnego w wojsku. W listopadzie 2009 roku jedna z polskich chorąży oraz kapitanek w Afganistanie zostają wykorzystane przez podpułkownika i prokuratora Kazimierza N. Jak pisze autorka: „Gdy otworzył plik w komputerze, poczuła, że kładzie jej ręce na uda i intensywnie pociera.” Jak się później okazało ofiar tego oprawcy było więcej. Żadna nie była na tyle odważna, by to zgłosić. Każda z pokrzywdzonych bała się zwolnienia.
Podpułkownikowi postawiono zarzuty doprowadzenia siłą i podstępem dwóch kobiet do poddania się czynnościom seksualnym. W 2012 roku człowiek ten zostaje skazany na karę dziewięciu miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, bez degradacji. Podczas trwania procesu oprawca przechodzi na przysługującą mu emeryturę i otwiera swoją kancelarię prawną. Należałoby się zastanowić czy nałożona kara jest wystarczająca? Czy człowiek, który dokonał się molestowania względem kobiet powinien prowadzić swoją kancelarię prawną? Powinien pobierać wysoką emeryturę za służbę, podczas której złamał zasady i skrzywdził swoje podwładne?
Śląskie #MeToo
Sprawa z podpułkownikiem zakończyła się 8 lat temu, ale przykładów aktualnych i bliskich nie brakuje. W czerwcu tego roku pojawiły się niepokojące zgłoszenia o molestowaniu, seksizmie oraz mobbingu na Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Fanpage ŚUMemes stworzony przez studentów, wypełniły zgłoszenia odnośnie nieprawidłowości występujących na uczelni. Zamieszczono historie m.in. o wydarzeniach, które miały mieć miejsce na obozach sportowych. Wówczas prowadzący mieli dopuszczać się molestowania seksualnego wobec studentek. Według opowieści, z ust prowadzących, padały niejednoznaczne propozycje, niestosowne słowa. Administratorzy strony utworzyli ankietę, w której to wszyscy zainteresowani stają się twórcami statystyk. Dodatkowo w wiadomościach prywatnych pokrzywdzeni nadal mogli opowiadać swoje historie.
Dotychczas jedyną pomocą ze strony uczelni była „anonimowa” ankieta, która jak się okazało anonimową wcale nie była. Adresat, po otrzymaniu kwestionariusza, doskonale wie kto był jego nadawcą. Sprawą zaczęły interesować się media. Po nagłośnieniu sprawy władze uczelni wykazały większą przychylność. Nagle uniwersytet był w stanie zaoferować wachlarz możliwości dla rozwiązania sprawy. Pytanie tylko czy doprowadzi je do końca? Czy osoby odpowiedzialne za krzywdę wyrządzoną studentom poniosą konsekwencje? Czy gdy sprawa ucichnie podobne sytuacje nie będą znów zamiatane pod dywan?
Pseudo porady i prawdziwa pomoc
Na wielu stronach, pojawiają się rady, co zrobić w wypadku, kiedy staniemy się ofiarą molestowania. Polecają powiedzieć napastnikowi, aby przestał, dać mu do zrozumienia, iż sobie tego nie życzymy. Jeśli to nie pomoże, to powinniśmy znaleźć dowody przeciw niemu. Następnie, według radzących, należy złożyć skargę do pracodawcy. Dopiero na samym końcu polecają zawiadomić organy ścigania. Stanowczo protestuję! Najważniejszym punktem i pierwszym krokiem, który powinniśmy wykonać jest odnalezienie pomocy. Kiedy brak nam wsparcia w rodzinie i bliskich, naprzeciw stają nam osoby, fundacje, które czekają na nasz telefon, na naszą wiadomość. Śmiało można skontaktować się z:
- Feminoteką – https://feminoteka.pl/tonietwojawina/
- Centrum Praw Kobiet – https://cpk.org.pl/
- Fundacją Kobiece Serca – https://www.kobieceserca.pl/kobieta-ofiara-przemocy-psychicznej/
„Należy powiedzieć, aby przestał” – prawie każda ofiara się broni, odmawia, wydaje się to oczywiste. Trzeba zdać sobie jednak sprawę z tego, iż istnieją osoby, które w sytuacji zagrożenia zwyczajnie zaczynają tracić świadomość. Nie są w stanie określić, co wokół nich aktualnie się dzieje. Zbieranie dowodów brzmi śmiesznie. Czy ktoś komu dzieje się krzywda pierwsze co, to myśli jak później udowodni sprawcy jego winę? Potwierdzenie naszych zarzutów jest ważne, ale nie powinno być najważniejsze. W moim przekonaniu pracodawcę należy zaznajomić ze sprawą, ale jednocześnie oświadczyć mu, że zbrodnię zgłaszamy na policję. Powtarzam, sprawca musi ponieść konsekwencje.
Ofiara nie jest przestępcą
Takie sytuacje mają miejsce w każdym środowisku, nie tylko tym zawodowym czy edukacyjnym. Powinniśmy stawać na głowie by pomóc ofiarom i karać napastników. Tymczasem stajemy obojętnie, odwracamy wzrok, bo przecież nas to nie dotyczy. Należy potępiać niestosowne komentarze i reagować na nieodpowiednie, karygodne zachowania. Uświadamiajmy siebie nawzajem. Znajdźmy w sobie odwagę do zwracania uwagi i zgłaszania złych czynów. Nie bójmy się prosić o pomóc. W tym strasznym doświadczeniu nikt nie powinien być sam i działać przeciw całemu światu. Ofiara nie jest przestępcą, ofiara walczy o sprawiedliwość, choć już nigdy w pełni nie odzyska zdrowia psychicznego sprzed zdarzenia. Takie sytuacje pozostają w nas na zawsze i dają o sobie znać w każdym momencie naszego życia.
#MeToo to tylko jeden tekst z kategorii Społeczeństwo. Poznaj kolejne!