A prawdziwe powołanie każdego polegało jedynie na odnalezieniu samego siebie. W podróż, w poszukiwaniu samych siebie i sensu istnienia naszego „oddechu”, zabiera nas Hermann Hesse, kierując nas drogowskazem o nazwie „Demian”.
REKLAMA“Demian” i 104 lata aktualności
Hermann Hesse, to niemiecki pisarz żyjący w latach 1877 – 1962 i niech nie zwiedzie was fakt, iż „Demain” został napisany 104 lata temu. Jego wymowna treść jest nadal tak samo aktualna, a język przystępny dla przeciętnego czytelnika. Nie wymaga wielkich mocy interpretacji „średniowiecznego bełkotu”, młodnieje z biegiem czasu i potrafi wiele namieszać w głowie. Książka stanowi instrukcję obsługi nas samych, odpowiednio odczytana pozwala poznać i porozumieć się z samym sobą. Uspokaja gorliwie myśli, iż jedynie my sami nie potrafimy się odnaleźć. Ważne jest, by poszukując, zacząć od samego dna.
Reklama: Bon do Empiku
Jasność mroku
Życie Emila Sinclaira specjalnie nie różni się od życia przeciętnego homo sapiens. Jak każdy ma on swoje wzloty i upadki. Wyróżnia go jednak sposób, w jaki rozmyśla nad swoim losem i tym co mu się przydarza. Cały proces naszego kształtowania się i momentu, który winien być startem dla poznania nas samych, jest dzieciństwo. Tak też Sinclair odnosi się do sytuacji, które wywarły piętno i pozostawił ślad w jego późniejszym odczuwaniu i przeżywaniu. Od początku, kiedy to jego myśli zaczęły stawać się nieco bardziej sensowne, odczuwał on znaczące różnice między swoim światem, a światem jego rodziny – rodziców i rodzeństwa. Określa swój świat mianem mroku, a ich jasności. Poznajemy bohatera, który wędruje ciemnymi ulicami, jak mu się wydaje, choć tak naprawdę zwyczajnie nie zauważa on światła żarzącego się z latarni. Wszystko sprowadza do rozpaczy i smutku, zamiast wyciągać pozytywy i lekcje.
Demian z perspektywy
Ogromną rolę w budowaniu się nas samych odgrywają okoliczności i otoczenie, co Hesse stara się podkreślić na każdym kroku. Napotkani ludzie i sytuacje z ich udziałem ukierunkowują nas i potrafią sporo namieszać. Tak też z wielkim przytupem i na zawsze zmienia się życie Emila, gdy na jego drodze staje Maks Demian. Demian zauważa w Sinclairze to coś, czego on sam nie potrafi zrozumieć, coś czego sensu szuka. Maks ratuje go z opresji. Wyświadcza mu ogromną przysługę, która pozwala wpuścić trochę światła i nadziei na szczęśliwy koniec i dobry początek. Zapoznaje go z nowym wymiarem Boga – Abraxem. Przedstawia inną wersję historii o Kainie, a w zasadzie tą samą, tylko stawia go w zupełnie innym świetle. Zmusza Emila do spoglądania na świat z innej perspektywy, nie tak, jak wszyscy inni podpowiadają.
Recenzje innych książek na CzytamiWiem.pl dostępne tutaj
Fanatyzm Demianowy
Maks Demian pojawia się i znika z życia Emila wiele razy, jednak wciąż pozostaje w jego głowie, myślach. Mimo jego fizycznego braku, ciągle wpływa na decyzje i zachowania Emila. A być może Sinclair w ten sposób tylko tłumaczy swoje postępki, nie chcąc brać odpowiedzialności za to, co sam buduje. Pewne jest to, iż na każdym kroku brakuje mu przyjaciela, z którym kiedyś tyle rozmawiał, który był dla niego istotnym elementem, który wiele go nauczył. Później nawet próbuje go zastąpić, ale myśl o Demianie nigdy go nie opuszcza. Można by uznać to za fanatyzm. Aczkolwiek czy nie każdy z nas posiada w życiu coś, co powraca i stanowi punkt zwrotny w większości życiowych sytuacji. Niekoniecznie musi to być osoba, niekoniecznie musi być czymś pozytywnym. Natomiast nawiedza nas w trudnych i trapiących, a czasem wesołych i zabawnych sytuacjach. Czy to źle? Kwestia indywidualna, którą sami musimy odkryć i pojąć.
W poszukiwaniu klucza
Być może, kiedy odkryjemy swojego wewnętrznego Demiana, będziemy w stanie odszukać i przeanalizować wszystkie te sytuacje, które miały największy wpływ na nasze tu i teraz. Staną się znacznikami w całej opowieści, punktami zwrotnymi naszego, tak zwanego losu. Przechodząc, już bardziej świadomi, jeszcze raz po śladach, dojedziemy do tego, kto je zostawił. Nie sprawi to, iż sprawy trudne znikną, ale nauczymy się z nimi żyć, zrozumiane przestaną być tak wielkie i straszne. Nasza względna ciemność nigdy nie zniknie. Lecz czasami, gdy odnajduję klucz i potrafię zejść całkowicie w głąb siebie, tam gdzie w ciemnym lustrze drzemią wizerunki losu, wystarczy mi schylić się nad owym ciemnym lustrem i widzę mój własny obraz, który teraz oto podobny jest całkiem do Niego – do Niego – mego przewodnika i przyjaciela.