Liga Mistrzów – większość kibiców już na pewno zatęskniła za tymi elitarnymi rozgrywkami. 10 lipca odbyło się losowanie par ćwierćfinałowych, a sam turniej drużyny rozegrają w stolicy Portugalii – Lizbonie. Dziś przypomnimy sobie najlepsze powroty w historii całej Ligi Mistrzów UEFA!
Reklama: Najlepsze obuwie i ubrania sportowe!
Deportivo La Coruna – AC Milan Liga Mistrzów 2003/2004
Pierwszy mecz w Mediolanie: 4:1
Rewanż: 4:0
Kto nie pamięta kadry Milanu z tamtego czasu niech pierwszy rzuci kamieniem. Klub z Mediolanu był wtedy naszpikowany gwiazdami – Kaka, Pirlo, Seedorf, Maldini, Inzaghi, Shevchenko czy Genarro Gattuso, obecny menadżer Napoli. Deportivo było czarnym koniem tych rozgrywek. Zajmując 3 miejsce w La Liga klub z La Coruna uplasował się przed Realem Madryt. Po wyjściu z grupy klub z Hiszpanii zagrał z Juventusem, wygrywając w dwumeczu 2:0. W pierwszym meczu tych ekip strzelanie rozpoczęło Deportivo, a mianowicie Pandiani – najlepszy strzelec drużyny. Pokonał bramkarza w 11 minucie spotkania. Później wyrównał Kaka przed końcem pierwszej połowy i drużynie Rossonerich w drugiej połowie poszło jak z górki. Trzy bramki, po kolei Shevchenko, Kaka, a na końcu Pirlo i zespół Carlo Ancelottiego miał już „pewny” awans.
Deportivo jednak nie należało do drużyn, które szybko składają broń. Jednakże u siebie pokazali jak się gra w piłkę, czterokrotnie pokonując ówczesnego bramkarza Milanu – Didę. Zachowując przy tym czyste konto. Ponownie pierwszy na listę strzelców wpisał się Pandiani, później Valerón, Luque i Fran dokańczając dzieło zniszczenia. Deportivo w dalszej fazie rozgrywek przegrało z portugalskim Porto (1:0 w dwumeczu). Był to pierwszy przypadek w historii, w którym drużyna odrobiła trzy gole straty.
FC Barcelona – AS Roma Liga Mistrzów 2017/18
Pierwszy mecz w Barcelonie: 4:1
Rewanż: 3:0
Teraz dostanie się trochę fanom Barcelony. Duma Katalonii w pierwszym meczu przejechała się po Romie, wygrywając to spotkanie 4:1. Przyjezdni strzelili sobie wtedy dwa samobóje, co nie było podobne do tej drużyny, bo w całym turnieju spisywali się świetnie. Wydawało się że Roma przegra, ale drużyna prowadzona przez Eusebio Di Francesco miała dwa asy w rękawie – dwie legendy klubu Dzeko i de Rossiego. Ten pierwszy zaczął strzelanie od swojej główki w 6 minucie, a podawał mu właśnie de Rossi. Giallorossi poczuli krew i chcieli więcej – a dokładnie znowu duet Bośniak – Włoch. Dżeko został sfaulowany w szesnastce, a de Rossi nie pomylił się z rzutu karnego.
W końcówce spotkania Roma już napierała, Barcelona tymczasem wyglądała na bezsilną, nawet Messi nic nie mógł poradzić. Bramka przeważająca losy spotkania przyszła w 82 minucie. Młody Cengiz Under dośrodkował piłkę prosto na głowę Kostasa Manolasa, który spełnił marzenia klubu z Włoch. Później Liga Mistrzów 2017/2018 zakończyła się dla Romy przegraną z Liverpoolem (6:7 w dwumeczu).
Dzięki temu Roma stała się trzecią drużyną w historii Ligi Mistrzów, która odrobiła co najmniej trzy bramkową stratę.
Paris Saint-Germain – FC Barcelona 2016/17
Pierwszy mecz w Paryżu: 4:0
Rewanż: 6:1
Rok wcześniej od incydentu we Włoszech, Barcelona zrobiła coś niemożliwego. Remontada to mało powiedziane, ale zacznijmy od początku. Na Parc des Princes PSG również zrobiło coś niemożliwego – pokonali rozpędzoną Barcelone 4:0, grając z nimi jak starszaki z pierwszoklasistami. Rewanż na Camp Nou dla Paryżan był już czymś prostym, a co za tym idzie zgubnym. Złą taktykę podjął wtedy Unai Emery, który chciał bronić wyniku zamiast powiększyć zdobycz bramkową.
Pierwsze trzy bramki to fatalne błędy przyjezdnych. Najpierw pomylił się Kevin Trapp, później Layvin Kurzawa trafił do własnej bramki, a przed końcem pierwszej połowy Meunier sfaulował Neymara. Później Messi z jedenastego metra się nie myli i tak oto po pierwszej połowie było 3:0 dla Dumy Katalonii. Gospodarze dominowali, jednak to PSG wyprowadziło jedną ze swoich nielicznych, groźnych akcji, którą wykończył Edinson Cavani. Nadzieja umarła w sercach kibiców Blaugrany, ale drużyna Luisa Enrique miała na to inny plan. Neymar z rzutu wolnego, z rzutu karnego i na koniec wrzutka Brazylijczyka w pole karne gości i wykończenie Sergi’ego Roberto. Podsumowując był to scenariusz godny dobrej klasy filmu hollywoodzkiego, Barcelona tej nocy nie poszła spać. Później w ćwierćfinale FC Barcelona trafiła na Juventus, ale tam już nie zdołała odrobić trzybramkowej straty z pierwszego spotkania. Wówczas Liga Mistrzów po raz pierwszy i jedyny jak do tej pory zobaczyła przypadek odrobienia aż czterobramkowej straty.
FC Barcelona – Liverpool 2018/19
Pierwszy mecz w Barcelonie: 3:0
Rewanż: 4:0
Ten artykuł jest słodko-gorzki dla fanów Barcelony, ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi 1:2 na niekorzyść sympatyków Blaugrany. Pierwszy mecz na Camp Nou to dewastacja Liverpoolu, który zachowywał się bardziej jak dzieci we mgle. Van Dijk w Hiszpanii nie zatrzymał duetu Messi-Suarez. Najpierw Suarez po ładnym dośrodkowaniu przelobował Alissona, potem Messi dobił strzał Urugwajczyka, który odbił się od poprzeczki. Na końcu magiczny rzut wolny w wykonaniu Argentyńczyka – po prostu palce lizać! Jednak mecz na Anfield to kompletne przeciwieństwo gry Barcelony z tamtego meczu.
Drużyna z Hiszpanii popełniła ten sam błąd, co PSG dwa lata wcześniej grając z nimi – chcieli obronić wynik. Mieli kilka sytuacji, ale bramkarz The Reds miał dobry dzień i nie przepuścił żadnej piłki. Liverpool Kloppa za to standardowo grał swój heavy metal football, bo co miał do stracenia. Najpierw Origi trafił z dobitki, Wijnaldum po dośrodkowaniu Alexandra-Arnolda, a później z drugiej strony od Robertsona i mamy remis! Następnie pod koniec spotkania Trent Alexander-Arnold wykorzystał nieuwagę zawodników Barcelony, szybciej wykonał rzut rożny, Origi dołożył nogę i comeback complete! Po tym meczu Liverpool stał się czwartą drużyną, która odrobiła trzybramkową stratę i w finale pokonali Tottenham 2:0. Liga Mistrzów zdobyta!
Manchester United – Bayern Monachium 1999 (2:1)
Co to były za czasy, co to były za drużyny… Kahn, Matthaus, Linke, Effenberg, Basler a także Zickler po stronie Bayernu. Po drugiej stronie barykady Neville, Schmeichel, Beckham, Giggs, Yorke oraz Cole. Zaczęło się niewinnie, Mario Basler z rzutu wolnego pokonał Petera Schmeichela w 6 minucie spotkania. Wynik 1:0 utrzymywał się do doliczonego czasu drugiej połowy. Wtedy magia Sir Alexa Fergusona zadziałała. Szkot wykonał dwie zmiany w ciągu spotkania. Za Blomqvista wpuścił Teddy’ego Sheringhama i za Andyego Cola wprowadził młodziutkiego Norwega, Ole Gunnara Solskjaera.
Pierwsza bramka padła dla United po kotle w polu karnym, Giggs dostał piłkę pod polem karnym. Podał do napastnika Czerwonych Diabłów, Teddy’ego Sheringhama, który pokonał Olivera Kahna. Później rzut rożny – Beckham zagrywa, Sheringham przedłuża główką i Solskjaer sprawia, że w Manchesterze powstaje małe trzęsienie ziemi. 2:1 i Manchester United z drugim pucharem za LM, a razem z tym trofeum kończą sezon w potrójnej koronie.
AC Milan – FC Liverpool 2005 (3:3 k.5:6)
To flagowy przykład, ten mecz powinien być wyjaśnieniem definicji „comeback”. Wielu było takich, którzy po pierwszej połowie poszli spać, bo uznali że już po meczu – jakże musieli się zdziwić, kiedy obudzili się rano, wiedząc że ominął ich najlepszy mecz tamtej dekady.
Milan po drodze pokonując Manchester United, Inter Mediolan i PSV był faworytem tego meczu. Co potwierdziło się w pierwszej połowie, prowadzili już 3:0. Na początku kapitan Maldini, a później dwa razy Crespo i było po meczu, a przynajmniej wszystkim tak się wydawało. The Reds mieli trochę łatwiejszą drogę do finału – Bayer 04 Leverkusen, Juventus i Chelsea, ale faworyt dalej pozostawał ten sam. Szybko się to potoczyło, Liverpool wyrównał w 6 minut. Najpierw Gerrard po dośrodkowaniu z głowy pokonał Didę. Później Vladimir Smicer strzałem z dystansu sprawił, że brazylijski bramkarz kapitulował po raz drugi. W 60 minucie prawdziwa dramaturgia – Xabi Alonso nie wykorzystał rzutu karnego, po świetnej paradzie bramkarza. Hiszpan zdążył dobiec do futbolówki i dobić strzał tym samym wyrównując wynik spotkania. Liverpool niczym zawodowy pięściarz, zadał zawodnikom z włoskiego klubu trzy szybkie ciosy, a Milan stał w amoku próbując się bronić na ślepo.
Dalsza część meczu to walka o każdy skrawek boiska i doprowadzenie do dogrywki i rzutów karnych. Najjaśniej zabłyszczał Jerzy Dudek swoim słynnym stylem bronienia karnych, który nazwano później „Dudek dance”. Do dziś nie doświadczyliśmy czegoś podobnego w finałach Ligi Mistrzów i na pewno będzie ciężko przebić ten mecz.